Używamy technologii takich jak pliki cookie do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Robimy to, aby poprawić jakość przeglądania i wyświetlać spersonalizowane reklamy. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak zgody lub wycofanie zgody może negatywnie wpłynąć na niektóre cechy i funkcje. Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Szczegóły znajdziesz w Regulaminie.

W oparciu o otrzymany felieton Franciszka Kucharczaka: a) rozwiń...

Autor: papii1996, 2013-06-17 18:11:59
Dodaj do:
W oparciu o otrzymany felieton Franciszka Kucharczaka:
a) rozwiń lub skomentuj tekst, formułując także własne argumenty broniące zasad życia chrześcijańskiego w danej dziedzinie.
b) Znajdź w Biblii (Stary i Nowy Testament) fragmenty potwierdzające te obronne tezy. (można je wypisać w całości lub podać sigle).
Gdy w dzieciństwie słuchałem o świadectwie chrześcijan, którzy oddali życie za Chrystusa, wyobrażałem sobie siebie na ich miejscu. Rzecz jasna, modliłbym się bez lęku, widząc niebo otwarte, a oprawcy rozdziawialiby gęby ze zdziwienia, że ich klient śmieje się, zamiast płakać. Jakoś nie myślałem, że lwy na arenach nie mamlały swoich ofiar, lecz je rozszarpywały. W moim wyobrażeniu ogień nie palił męczennika, rzemienie bicza go nie dotykały, a ostrze miecza nie raniło.

Gdy potem, wchodząc w dorosłość, osobiście spotkałem Chrystusa, uświadomiłem sobie z rozpaczą, że chyba zawiodę w obliczu próby. Miałem na to dowód, a właściwie zawód – na samym sobie. Któregoś dnia władze mojego liceum kazały nam iść na „czyn niedzielny”. To była taka tam komunistyczna, gierkowska akcja, jakieś sadzenie drzewek czy coś. Robiło się to w niedzielę tylko po to, żeby upokarzać wierzących i pokazać społeczeństwu, gdzie władza ludowa ma zasady i przekonania religijne narodu. Ja tam nie poszedłem. Nie było to dla mnie trudne, bo i rodzice by mnie nie puścili. Ale w poniedziałek wychowawczyni, realizując wytyczne dyrekcji, zaczęła pytać nieobecnych na „czynie” o przyczynę. A ja, zamiast powiedzieć zgodnie z prawdą „bo jestem katolikiem”, zacząłem coś bełkotać o złym samopoczuciu. W tamtym czasie uzasadnienie „z wiary” w idealnie „neutralnej światopoglądowo” szkole byłoby czymś niesłychanym, ale przecież to była prawda! W dodatku ta prawda stanowiła centrum mojego życia. A ja ją zdradziłem. Jak ja się tego wstydziłem! Uświadomiłem sobie wtedy, że we mnie tyle jest męczennika, co lekarstwa w leku homeopatycznym. Skoro nie zdołałem dać prostego świadectwa, zagrożonego co najwyżej obniżeniem zachowania, to co zrobiłbym, gdyby miejsce wychowawczyni zajął pan ze szczypcami i kociołkiem rozżarzonych węgli?

Kilka lat później bezpieka porwała i zamordowała ks. Popiełuszkę (właśnie nadchodzi rocznica). Gdy jako tako wyszły na jaw szczegóły zbrodni, dotarło do mnie, że męczeństwo to naprawdę nie jest coś miłego. Że gdy się ma w gębie knebel, to można udusić się własnymi wymiotami. Że ci panowie, którzy biją pałkami, to jeszcze kopią, a i klną dla nastroju. I że w ogóle nie ma w takich razach mowy o wzniosłym umieraniu. No nie, już nie chciałem być męczennikiem. Ale gdy z czasem dowiadywałem się więcej na temat ks. Popiełuszki, zauważyłem, że on też nie chciał być męczennikiem. Chciał po prostu być wierny Bogu w tym, co było bezpośrednio przed nim. Nie pozwolił się zeszmacić i ośmielił się przypomnieć innym, że nie są szmatami. Nie kłamał – to wystarczyło, żeby słudzy przeklętego ustroju chcieli go zabić. Ale głowy pod topór nie pchał. Gdyby pchał, dałby dowód pewności siebie. A to nie jest dyspozycja do męczeństwa.

Chrześcijanin musi być pewny Jezusa – to jest jedyna dyspozycja. Trzeba liczyć na Boga, że – gdy nadejdzie cierpienie, którego bez zdrady uniknąć nie można – On sam przyjdzie z łaską męczeństwa. A czasy teraz takie, że oferta zdrady przyjdzie na pewno.

Atak punktowy

Elżbieta Haśko, nauczycielka z gimnazjum w Wiązownicy, stwierdziła na Facebooku, że homoseksualizm można leczyć. Powołała się m.in. na wyniki badań i opinie psychoterapeutów. Ponieważ uczy wychowania do życia w rodzinie, środowiska „postępu” zwietrzyły w tym okazję do zrobienia kolejnego kroku w walce o przekształcenie tego przedmiotu w „edukację seksualną”, czyli w propagandę rozwiązłości i zachowań dewiacyjnych. Choć poglądy nauczycielki podziela ogromna większość Polaków, „Gazeta Wyborcza” podniosła taki raban, jakby to była odosobniona opinia. Jak widać, gazeta konsekwentnie rozpętuje histerię, gdy tylko ktoś próbuje podważyć polityczny dogmat Światowej Organizacji Zdrowia, że homoseksualizm nie jest patologią. Szczególnie mocno reaguje na wszelkie próby naukowego podejścia do tego tematu. Zastraszone przez GW władze UKSW odwołały kilka lat temu konferencję naukową o homoseksualizmie, której gościem miał być dr Cameron, z sukcesami leczący homoseksualistów. Rok temu to samo stało się z wykładem dr. Nicolosiego na UM w Poznaniu. A że ci panowie mają dorobek naukowy i powołują się na fakty? „Postęp” ma na to nokautujący argument: „Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”.

Zabić, nie leczyć

Katarzyna Wiśniewska zaatakowała nas w „Wyborczej” za apel „Zadzwoń do posła” na gosc.pl. Zachęcaliśmy tam do przypominania naszym posłom o moralnym obowiązku głosowania za życiem nienarodzonych. „Nikt się nie zastanawia nad tym, jakie skutki miałby zakaz aborcji ze względu na uszkodzenie płodu. W Polsce brakuje instytucji i systemowych rozwiązań, dzięki którym kobiety rodzące upośledzone dzieci nie musiałyby się zadręczać, np. skąd wziąć pieniądze na lekarstwa czy rehabilitację. Dziś muszą liczyć się z tym, że życie ich dziecka będzie wegetacją” – napisała Wiśniewska. Aha, czyli zabijamy z braku pieniędzy?

Rozwiązania (0)

Dodaj rozwiązanie
AEGEE - Logo
...